Najważniejsze w Biegu i Marszu Tropem Wilczym jest pamięć o żołnierzach wyjklętych. Przypominał o tym wójt Borzytuchomia Witold Cyba.
- W tej wielkiej i pięknej miejscowość o tradycjach patriotycznych hołdujemy tradycjom. Widzimy wielkość i niezłomność żołnierzy wyklętych. Jestem historykiem. To moja pasja. Historia ma swój piedestał i niebyt. Żołnierze wyklęci są na jej piedestale. Trzeba to pielęgnować, szanować, utrwalać ich poświęcenie. Ludzi którzy żyją, zwłaszcza bohaterowie, których wspominamy. Trzeba to robić, jak najdłużej i jak najczęściej. Doczekali swojej chwały. Jest ich około 20 tysięcy i wielu jeszcze do odkrycia. Całe sztaby historyków nad tym pracują, żeby przywrócić ich pamięci – powiedział nam Witold Cyba.
W tegorocznym Biegu i Marszu Tropem Wilczym wspominanym bohaterem była Alicja Wnorowska, która rozpoczęła służbę na rzecz Brygad Wywiadowczych AK, następnie podległych Delegaturze Sił Zbrojnych na Kraj, a ostatecznie Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość.
W Borzytuchomiu wzięło udział około 200 uczestników. Wśród nich kilkulatkowie, jak 5-letni Kornel czy 3-letni Błażej.
- Jesteśmy z Bytowa. Cała rodzinka zdecydowała, że weźmie udział w dzisiejszym biegu. Błażejek bardzo lubi biegać i uczestniczyć w tego typu wydarzeniach – zdradziła nam mama 3-latka.
Jako pierwsi wystartowali uczestnicy etapu o długości 1963 metry. Długość trasy była symboliczna ze względu na to, że w tym roku zginął ostatni wyklęty Józef Franczak ps. „Lalek”. Jako pierwszy na metę dobiegł Szymon Lubecki z Będomina, który do Borzytuchomia przyjechał z rodzicami.
- Jestem właściwie karateką. Biegam, żeby poprawić kondycję – powiedział nam Szymon.
Nie o wynik w Biegu i Marszu Tropem Wilczym w Borzytuchomiu chodziło, a o pamięć o żołnierzach wyklętych.
Na zakończenie, organizatorzy - Klub Sportowy Zawisza Borzytuchom – przygotowali dla uczestników poczęstunek. Była grochówka, kiełbaski z grilla i gorące napoje.
Podczas biegu zbierane były także nakrętki dla Karolinki Orlikowskiej z Bytowa.
- Nie spodziewałam się takiego efektu zbiórki. Jesteśmy naprawdę bardzo wdzięczni – powiedziała nam mama Ania.
Karolinka urodziła się z przepukliną oponowo-rdzeniową. Pierwszą operację przeszła, kiedy była na świecie zaledwie dobę. Potem kolejne, rehabilitacje, leki… Choroba sprawiła, że dziewczynka ma niedowład kończyn dolnych, wodogłowie wewnętrzne, wadę wzroku, niedoczynność tarczycy, neurogenny pęcherz, a na dodatek nie ma prawej nerki. Jest jednak szansa na to, że Karolinka stanie na własnych nogach, ale potrzebne są rehabilitacje. Te są kosztowne, więc walka z czasem i pieniędzmi trwa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?