Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Woda sodowa. Felieton Grzegorza Gila

Grzegorz Gil
archiwum
Kilkanaście dni temu, trochę nieoczekiwanie, Bałtyk stał się morzem gazowanym. Ktoś wywołał wybuch rzucając „niedopałek” w kierunku obu rur Nord Stream. A na Kremlu nie brakuje nałogowych palaczy na czele w ministrem Ławrowem… Fala uderzeniowa wody (sodowej) była tak duża, że pewien polski europoseł pomylił skrót USA z USSR, co dziwi, bo biegle posługuje się językiem Szekspira.

Eksplozje w pobliżu duńskiej wyspy Bornholm zbiegły się w czasie z inauguracją gazociągu Baltic Pipe, który może dać Europie poczucie bezpieczeństwa energetycznego na kolejne dekady. Projekt stał się faktem po przeszło 20 latach. Na razie zaspokoi 15% polskiego popytu na „błękitne paliwo”. Na miejscu Norwegów, Duńczyków i Polaków już dziś rozważałbym wynajęcie ochroniarzy-płetwonurków z pełnym akwalungiem, tudzież patrolowanie okolic rurociągu przez drony podwodne. Baltic Pipe wije się bowiem niebezpiecznie blisko Nord Stream'u, a Bałtyk od niedawna jest aktywny sejsmicznie.

W ostatni weekend gaz podobno przestał się już wydobywać z uszkodzonych rur Nord Stream ale w poniedziałek (3.10) Szwedzi zlokalizowali kolejny wyciek. Tydzień wcześniej stacje sejsmologiczne potwierdziły dwie podwodne eksplozje, co sugeruje akt sabotażu. Rury zbudowane są ze stali, a osłania je betonowa opaska. Beton polityczny na Kremlu uznał awarię za „akt terroryzmu międzynarodowego”, zaś rosyjski ambasador na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ „podał dalej” tweeta autorstwa byłego szefa polskiego MSZ ("Thank You, USA"). Rosjanie twierdzą, że na paraliżu Nord Stream skorzysta branża LNG w USA. Wiele wskazuje na to, że to jednak oni „skroplili” gaz, zazdroszcząc Jankesom trzeciej litery „L”. Is fecit, cui prodest.

Patrząc na widmo energetycznego ubóstwa na przełomie 2022 i 2023 roku, o łyk wody niegazowanej proszą dziś wszyscy europejscy politycy, których przez dwie dekady wodą sodową (i nie tylko) częstował Władimir Putin. Podobno woda gazowana ma swoje walory, gdyż zawarty w niej dwutlenek węgla (CO2), pomaga w radzeniu sobie z niestrawnością i zaparciami. Z kolei brak metanu (CH4) w gospodarce lub jego import po astronomicznych cenach może spowodować "rozwolnienie" finansowe i "zaparcie" społeczne w państwach Europy, którego nie chcemy. Dobrze wiedzą o tym w Budapeszcie, gdzie budżet łata się poprzez paktowanie z Putinem w sprawie rozłożenia na raty na kolejne trzy lata rachunków za rosyjski gaz. Stan uzależnienia energetycznego Węgier sprawia, że Rosja ma dziś w UE swojego zakładnika, który ma w sobie też coś z ofiary "syndromu sztokholmskiego". Mało kto wie, że Węgry mają status obserwatora w Organizacji Państw Tureckich (sic!). A stąd nie jest już wcale tak daleko do Unii Euroazjatyckiej...

Wbrew interesowi Moskwy w ostatnich dniach notujemy rekordowe spadki cen gazu w Europie, co dziwi bo ten z Nord Stream poszybował w górę (sic!). Przystępna cena "błękitnego paliwa" to niewątpliwie zasługa otwarcia Baltic Pipe, ale także zapowiadanej w UE redukcji zapotrzebowania na energię, wypełnienia unijnych magazynów gazem po brzegi oraz rozważania przez Brukselę wprowadzenia pułapu cenowego na importowane paliwo. Na Państwa miejscu nie przywiązywałbym się jednak do tej sytuacji, bo może być ona ulotna. Niczym gaz.

Chyba wszyscy bez wyjątku wspominamy z obrzydzeniem słowa takie, jak lockdown, kwarantanna czy izolacja. Wydaje się, że przywykliśmy już do koronawirusa, do czego przysłużył się także mniej zajadliwy omikron. Dziś straszy nas jednak widmo "blackdown’u". Nie chodzi bynajmniej o nawiedzone miasteczko o tej nazwie (Blackdown), które autentycznie leży gdzieś w angielskim hrabstwie Dorset, ale o zamykanie biur czy szkół i przechodzenie na pracę zdalną (lockdown) w związku z wysokimi cenami energii i okresowym blackoutem... „Poproszę wodę. Może być gazowana. Jakoś lepiej brzmi.”

Po ogłoszeniu "częściowej mobilizacji" nawet siedemset tysięcy Rosjan w wieku poborowym uciekło za granicę. To dwa razy więcej niż liczba oficjalnie zmobilizowanych. Proszę wybaczyć, ale wraz z uciekinierami "eksportowany" jest także rosyjski gaz. A dokładnie: gaz jelitowy, w którego skład wchodzi metan z wcześniejszych akapitów.

Statystycznie rzecz biorąc, łączna dobowa ilość wydalanych przez człowieka "wiatrów" wynosi około 600 ml. Dobrym sposobem na wzdęcia jest unikanie stresujących sytuacji. Jeśli "zmobilizowani" Rosjanie wyjadą, być może uda im się uniknąć podwójnie niezręcznej sytuacji... Bo Rosja ponosi dziś ciężkie straty we wschodniej Ukrainie. Tak ciężkie, że pozostaje pod wpływem „sody”. Najpierw woda sodowa „uderzyła” do kremlowskich głów, a teraz soda oczyszczona (NaHCO3) przydałaby się Rosjanom do opatrywania ran. Pamięć o tym, że Rosja ma również inne „pierwiastki”, których wagę podaje się w kilotonach, zmusza mnie jednak do zakończenia żartów. (Mam nadzieję, że tylko na jakiś czas.)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Woda sodowa. Felieton Grzegorza Gila - Kurier Lubelski

Wróć na krasnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto