Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uprzątną cmentarze ewangelickie, dotarli do krewnych pochowanych na nich. To niesamowite historie pisane przez życie

Hanna Komorowska-Bednarek
Hanna Komorowska-Bednarek
Wszystko wskazuje na to, że wszystkie cmentarze ewangelickie w gminie Gniezno zostaną uprzątnięte. Do tego dążą mieszkańcy gminy pod przywództwem Macieja Mądrego, który zapoczątkował inicjatywę. Jak się okazuje, już udało się poznać historię kilku pochowanych na tych cmentarzach osadników pruskich.

- Nie spodziewałem się, że będzie tak wielki odzew mieszkańców

– mówił z uśmiechem Maciej Mądry, były zastępca wójta gminy Gniezno. Jego przygoda z zaniedbanymi, poniemieckimi cmentarzami rozpoczęła się niewinnie, od przejażdżki rowerowej po Mnichowie. Jak mówi, podczas wycieczki natknął się na bardzo zarośnięty plac, na którym walały się płyty nagrobkowe ewangelików zmarłych na przełomie XIX i XX wieku. Wtedy napisał o tym na swoim Facebook’u i stało się coś niesamowitego – wielu znajomych (i nieznajomych) zaproponowało pomoc w uprzątnięciu miejsc pochówku dawnych mieszkańców okolicznych wsi.

Jak się okazało, na terenie gminy Gniezno cmentarzy ewangelickich jest łącznie około dziesięciu. Znajdują się w miejscowościach: Strzyżewo Smykowe (niem. Neustriesen), Strzyżewo Paczkowe (Striesen), Modliszewo (Molten), Mnichowo (Mönchsee), Goślinowo (Goslau), Wełnica (Wollheim), Kalina (Braunsfeld), Jankowo Dolne (Talsee). Nie na wszystkich jednak jest co sprzątać. Cmentarz w Goślinowie przez wiele lat służył jako boisko. Jak wspomina jeden z mieszkańców miejscowości, urodzony w roku 1948, „o cmentarzyk po Niemcach nikt nie dbał”. Był nieduży, porośnięty ziołami, wypasano tam kozy i pojedyncze krowy. Nagrobki były kamienne, niektóre otoczone ciężkimi łańcuchami.

Nie wszystko jednak stracone. Wiele zachowało się płyt nagrobnych w Jankowie Dolnym, Strzyżewie Paczkowym i Smykowym, czy Mnichowie. Mimo, że tereny te w większości nie były sprzątane od wielu lat, a tablice są porośnięte zimozielonym bluszczem, możliwe jest odczytanie i skatalogowanie nazwisk nieboszczyków. Do tego dąży też Maciej Mądry.

Będzie nowe stowarzyszenie

Po dołączeniu do jego inicjatywy Wojciecha Jędraszewskiego z Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego, sołtysów poszczególnych wsi i radnych gminy, m. In Mariusza Nawrockiego, są szanse na doprowadzenie miejsc pochówków do porządku, skatalogowania płyt, a jeśli się uda, skontaktować się z rodzinami zmarłych i pochowanych w ziemi, która niegdyś była ich „nowym domem". Aby ułatwić te działanie, a w przyszłości umożliwić zbieranie środków na sprzęt niezbędny do prac na zagajnikach, lada dzień powstanie stowarzyszenie.

To nie tylko groby, to historie tych wsi

Po odwiedzeniu cmentarza w Strzyżewie Smykowym, udało się odczytać nazwisko dawnej mieszkanki miejscowości. Dzięki pracy dziennikarki „Gnieźnieńskiego Tygodnia”, historia Wilhelminy Unkrig ujrzała światło dzienne. Jak się okazało, jej potomkowie szukali wieści dotyczących swojej praprzodkini, ale historia pozostawiona na gnieźnieńskiej ziemi pozostawała dla nich nieodkryta.

Wilhelmina Saueressing und Unkrig (z domu Honig) nie miała łatwego życia. Urodzona w nadreńskich rejonach Rzeszy w 1860 roku wyszła za mąż za Johanna Valentina Saueressinga i urodziła mu dwóch synów: Johanna i Nicolausa. Wkrótce, jej mąż zmarł. Na początku lat 90 XIX wieku powtórnie wyszła za mąż za Heinricha Unkriga, któremu urodziła, jeszcze na zachodzie Rzeszy syna Heinricha w 1892 roku, a w 1894 już w Strzyżewie Paczkowym wydała na świat Wilhelma.

Według informacji uzyskanych od jej dalekich potomków, osadnicy niemieccy, w wyniku braku ziem n których możliwa byłaby uprawa, otrzymali w 1889 i 1892 roku propozycję od Komisji ds. Przesiedleń. Mieli oni dostać ziemię w okolicach Gniezna, a na początek działalności niewielkie kredyty. Pierwsi Palatynaci przenieśli się na wschód w 1889 r. i osiedlili się w Łubowie (niem. Libau). W 1892 r. Inne rodziny przeniosły się do Strzyżewa Paczkowego (niem. Striesen). Potem wielu osadników przybyło do Lednogóry (niem. Lettberg), Mnichowa (niem. Mönchsee), Owieczek (niem. Owieschön) i Strzyżewa Smykowego (niem. Neustriesen).

Wszystkie te wsie znajdowały się w pobliżu Gniezna. Jak wspominał jeden z synów rodziny, która osiadła strzyżewskie ziemie, rolnictwo na wiejskich, polskich terenach było zacofane. Większość gospodarzy prowadziła uprawę trójpolową i z rezerwą podchodziła do nawożenia gleby.

Źródła historyczne osadników nazywają Palatynatami, ze względu na ich pochodzenie – mieszkali w okolicach krainy nazywanej Palatynatem Nadreńskim.

Ówczesny mieszkaniec Strzyżewa Paczkowego, Heinrich Unkrig (syn Wilhelminy) tak relacjonował pierwsze lata budowy gospodarstwa w Striesen:„W marcu 1892 roku nasi rodzice przenieśli się w poznańskie rejony z rodzinami o nazwiskach Pleines, Stockbend, Hans i Minor. Najpierw, przez kilka tygodni przebywali w Lednogórze. Aby było im łatwiej, wzięli ze sobą kilku holenderskich pracowników i parobka. Mężczyźni w poniedziałkowe poranki ruszali w 20-kilometrową drogę do Strzyżewa Paczkowego i wracali w soboty. Wznieśli prowizoryczne baraki i wprowadzili się do nich. Wkrótce dołączyły do nich przesiedlone rodziny.
Mimo to, pierwszej wiosny cierpieliśmy z powodu pogody. Podczas burzy, moja mama i ja
szukaliśmy schronienia pod dużym dębowym stołem. Nocami walczyliśmy z przeraźliwym zimnem trzymając się razem.
Cegły na dom można było wypalać we wsi. Ogromnym wysiłkiem przed pierwszą zimą domy zostały zadaszone. Ludzie i ich inwentarz odtąd mieli teraz schronienie. Po trzech latach wybudowano również piekarnię i szopę, a później dobudowano dużą stodołę.

Przywieźli ze sobą tylko narzędzia rolnicze

Oprócz niektórych artykułów gospodarstwa domowego, w tym kołowrotka, krosna i maselnicy – która była przeniesiona na kółkach przy pomocy psa - rodzice przywieźli siewnik, stół do heblowania i sprzęty niezbędne w gospodarstwie rolnym. Siewnik był jedynym tego typu w Strzyżewie i okolicach, a nawet w Lednogórze. Wszyscy sąsiedzi wówczas zorientowali się, jak ważne jest wbicie siewnikiem ziarna w glebę.
W pierwszych latach gleba nie przynosiła ogromu plonów. Ziemia nie była uprawiana, a poza tym była zalana aż do późnej wiosny. Swoje lęgowiska miały tu ptactwo wodne. Polny drenaż nie pozostawał niedokończony, a wykop z głębokiego na trzy metry rowu przed powodzią nie został jeszcze zakończony, a trzymetrowa hałda ziemi po wykopaniu przeciwpowodziowego dołu leżała tuż obok. Musiało nam zająć trzy lata, aby usunąć tę ziemię, wyrównać szlamowe dziury oraz nadać polu jeden poziom. Lokalni rolnicy nie sądzili, że możliwe będzie odniesienie sukcesu w uprawie na takich ziemiach, dlatego współczuli osadnikom.
Mawiano, że ludzie dojdą do kresu wytrzymałości i uciekną. Fakty są jednak takie, że Palatynaci musieli ciężko pracować. Pomagali sobie nawzajem, wspierali się, lecz nie brakowało im zmartwień. Znaleźli też pociechę w Bogu Ojcu.
Nadreńczycy, jak ich nazywano na Wschodzie, uprawiali ziemię tak, jak ich rodzice. Wiedzieli jak wykonywać zawód rolnika z umiejętnością, rozsądkiem i zrozumieniem, a także potrafili być bardzo oszczędnymi. Dzięki swojemu prawie niestrudzonemu pragnieniu rozwoju, połączonemu z progresywnym myśleniem, oni wtedy również posunęli się naprzód, więc obawy o bezpieczne życie stopniowo ustępowały.
Palatynaci przywiązywali szczególną wagę do właściwego płodozmianu, odpowiedniego nawożenia pól i orania, dzięki czemu mieli czym karmić bydło. Nie zdarzyło się tak, by w gospodarstwie osadnika obornik walał się na drogach, a bydło głodowało.
Porządki w gospodarstwach osadników, w stajniach, w ogrodzie, w na polu, zrobiły wrażenie na ludziach mieszkających w bliskiej i dalszej okolicy. Był to dobry przykład, a kilkukrotny wzrost plonów w stosunku do tego, co wcześniej był imponujący. Wszędzie czyniono wysiłki, aby zdystansować się od Palatynów i robić tak samo.
Palatynaci przodowali także w spółdzielniach rolniczych. Nadali im bieg wybierając zarząd, zbierając oszczędności i udzielając pożyczek. Tworzyli kółka rolnicze związane z hodowlą koni oraz spółdzielnie mleczarskie i hodowlane”.

Jak relacjonują zaangażowani w ustalanie losów rodzin osiedlonych we wsiach wokół Gniezna dziennikarze, nie jest to łatwa praca. Często istnieje możliwość dotarcia do pruskich dokumentów napisanych piękną czcionką gotycką. Tłumaczenie tekstu w takiej formie, dodatkowo w języku niemieckim nie jest łatwe.

- Przynajmniej podszkolę swój język niemiecki, nauczyłam się już całkiem dużo

– śmieje się dziennikarka zaangażowana w projekt.

To dopiero początek odkrywania ewangelickiej historii

Wilhelmina Unkrig zmarła w Strzyżewie Paczkowym w 1935 roku. Wszystko wskazuje na to, że jej drugi mąż, Heinrich spoczywa w zdewastowanym grobie tuż obok niej. Dalecy krewni rodziny Unkrigów cieszą się z odnalezienia ich przodkini. Mieszkają w jednym z nadreńskich miast i jak mówią, gnieźnieński rozdział dziejów ich rodziny był dla nich dotąd nieodkrytą kartą.

- To właśnie dla takich historii warto jest działać i się starać. Już mamy kolejną historię osoby pochowanej na jednym z zarośniętych cmentarzy, a to dopiero początek naszych działań. Mamy nadzieję, że uda nam się przywrócić pamięć o tych zmarłych

– dodaje z uśmiechem M. Mądry, inicjator sprzątania cmentarzy ewangelickich.

Uprzątną cmentarze ewangelickie, dotarli do krewnych pochowanych na nich. To niesamowite historie pisane przez życie

Uprzątną cmentarze ewangelickie, dotarli do krewnych pochowa...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto