Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szef szpitala w Lublinie o swoim zakażeniu. „Jednego dnia zastawiałem się, czy nie zadzwonić po karetkę”

Redakcja
Dr n. med. Piotr Dreher, dyrektor Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublinie
Dr n. med. Piotr Dreher, dyrektor Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublinie archiwum
- Na początku myślałem, że to zwykła grypa ze względu na podobne objawy. Czerwona lampka zapaliła mi się, kiedy potwierdzono koronawirusa u osoby, z którą kilka dni wcześniej przebywałem - mówi dr n. med. Piotr Dreher, dyrektor Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublinie, który niedawno przeszedł zakażenie koronawirusem. Dziś już jest uznany za ozdrowieńca.

Jak zakażenie koronawirusem zaczęło u pana?
Na początku myślałem, że to zwykła grypa ze względu na podobne objawy. Pojawił się ból głowy, osłabienie, ogólne rozbicie, temperatura. Czerwona lampka zapaliła mi się, kiedy potwierdzono koronawirusa u osoby, z którą kilka dni wcześniej przebywałem. Jako były pracownik stacji sanitarno-epidemiologicznej zastosowałem się w stu procentach do procedur. Po kilku dniach kwarantanny, wykonałem również test, który wyszedł pozytywny. Potem okazało się, że moja żona również jest chora i razem przebywaliśmy w izolacji domowej. Mija tydzień, odkąd jesteśmy ozdrowieńcami. Czujemy się może jeszcze trochę osłabieni, ale generalnie wszystko wróciło do normy. Dobrze, że udało się uniknąć konsekwencji typu szpital i tlen, chociaż jednego dnia zastawiałem się, czy nie zadzwonić po karetkę, bo miałem płytki oddech, ale na drugi dzień mi przeszło.

Brzydko mówiąc, ale „cieszy się” pan, że ma koronawiursa za sobą, bo wiele osób wciąż żyje w strachu?
Powiem szczerze, że wolałbym nie chorować, ponieważ nie wiadomo jeszcze tak naprawdę, jakie to zakażenie może nieść w przyszłości powikłania i konsekwencje. Zapewne wkrótce zrobię sobie RTG albo tomografię, by sprawdzić, czy nie doszło do jakichś zmian w płucach. Poza tym, nawet jak się przejdzie raz koronawirusa, to nie ma pewności, że się nie zachoruje ponownie, gdy po 7-8 miesiącach spadnie ilość przeciwciał w organizmie. Odporność może być taka jak w przypadku grypy. Nie mniej jednak, teraz jako ozdrowieńcy planujemy oddać osocze, tym bardziej, że żona ma rzadką grupę krwi O Rh- czyli jest uniwersalnym i cennym dawcą. Gdybym miał szukać pozytywów tego chorowania, to muszę przyznać, że są dwa małe plusy. Trochę schudłem, bo nie miałem apetytu oraz rzuciłem palenie, bo jakoś mnie odrzuciło w czasie choroby i do tej pory niespecjalnie mnie ciągnie.

W Szpitalu Neuropsychiatrycznym, którym pan kieruje, znajduje się oddział zakaźny dla psychicznie chorych. Opowiedzmy, jak działa.
Mamy 24 łóżka covidowe dla pacjentów z plusem oraz 10 łóżek obserwacyjno-izolacyjnych dla osób oczekujących na wynik. Obecnie 20 łóżek dla zakażonych jest zajętych. Większość stanowią osoby, które trafiły do nas karetką w wyniku interwencji. Co istotne, przyjmujemy wyłącznie trudne przypadki: pacjentów w ostrych psychozach, w delirium czyli tzw. padaczce alkoholowej, z urojeniami, lub omamami. W odróżnieniu do innych oddziałów zakaźnych, tutaj nie da się udzielić konsultacji telefonicznej ze względu na specyfikę choroby, która to uniemożliwia. U nas znacznie częściej personel musi wchodzić na salę pacjenta, aby zbadać stan zdrowia, podać leki, związać lub uwolnić z pasów, i to we dwoje dla własnego bezpieczeństwa, bo pacjenci bywają agresywni. W każdej sali jest monitoring, obserwujemy pacjentów i na bieżąco reagujemy. Oprócz leczenia zakażenia koronawirusem, musimy mieć pod kontrolą ich główny problem czyli chorobę psychiczną. Ze względu na dużo wejść do strefy zakażonej, materiały ochronne u nas trzy razy częściej się zużywają niż w innych placówkach zakaźnych. Jak każdy szpital teraz, mamy też kłopot z personelem, który choruje. Jedni zdrowieją, drudzy zaczynają chorować. W związku z ubytkami kadrowymi, poprosiłem marszałka jako mojego pracodawcę, o możliwość dyżurowania na naszym oddziale zakaźnym. Jestem lekarzem, więc jeśli będzie potrzeba, to sam wezmę dyżur, bo nie zostawię pacjentów bez lekarza dyżurnego.

Zapytam pana właśnie jako psychiatrę, jak ta pandemia wpłynie na naszą psychikę?
Na pewno jakiś ślad zostawi. I łagodnie mówiąc, nie będą to pozytywne skutki. Już teraz powstają lęki, fobie, stany depresyjne. Niestety izolacja społeczna zawsze negatywnie wpływa na nasze zdrowie psychiczne. Jak epidemia złagodnieje, to z pewnością, lekarzy psychiatrów czeka dużo pracy. Najlepszym dowodem jest to, że nawet w tej chwili nasza poradnia psychiatryczna działa pełną parą, i wcale nie mamy mniej pacjentów.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Szef szpitala w Lublinie o swoim zakażeniu. „Jednego dnia zastawiałem się, czy nie zadzwonić po karetkę” - Lublin Nasze Miasto

Wróć na krasnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto