Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ratowników jak na lekarstwo. Czy to odbije się na pacjentach?

Tomasz Nieśpiał
Tomasz Nieśpiał
Fot. Lukasz Kaczanowski/Polska Press
Pracownicy pogotowia ratunkowego z Zamościa skarżą się na przeciążenie pracą i odgórne zmniejszanie liczebności zespołów ratownictwa medycznego. Ich przełożeni odpowiadają: - Takie rozwiązania stosowane są w większości placówek w Polsce.

- Nie jesteśmy w stanie pracować w dwuosobowych składach, by nie narazić siebie i pacjentów na problemy zdrowotne. Szukanie oszczędności w ten sposób to narażanie życia ludzkiego, który mamy ratować – mówią ratownicy medyczni z Zamościa i Biłgoraja, którzy skontaktowali się z redakcją „Kuriera”.

Zgodnie z ustawą o państwowym ratownictwie medycznym zespoły ratownictwa medycznego to jednostki, które poza szpitalem udzielają pomocy medycznej osobom nagłych wypadkach. Mogą to być zespoły specjalistyczne lub podstawowe. W pierwszym przypadku zespół musi składać się z co najmniej trzech osób, a jedna z nich musi być lekarzem. Zespół podstawowy to - zgodnie z prawem – co najmniej dwie osoby uprawnione do wykonywania medycznych czynności ratunkowych, w tym pielęgniarka lub ratownik. W jego składzie nie ma natomiast lekarza.

Według naszych rozmówców ograniczanie składów takich zespołów do minimum to norma. – Ale dwie osoby to za mało. Zmniejszenie składu zespołu prowadzi do znacznego obniżenia jakości usług medycznych, a co za tym idzie zmniejsza szanse pacjentów na pomoc, a nawet przeżycie – uważa ratownik z ponad 30-letnim stażem. Mężczyzna przypomina, że ratownicy z reguły jako pierwsi zjawiają się na miejscu zdarzenia wymagającego ich interwencji. - Sprzęt jaki musimy ze sobą zabrać waży kilkadziesiąt kilo. To m.in. defibrylator, butle tlenowe, plecak z wyposażeniem medycznym i lekami, ssak, nosze lub krzesełko. W przypadku pacjenta, który nie jest w stanie samodzielnie przejść do karetki mamy ogromny problem. Tym bardziej, że jednocześnie musimy prowadzić w tablecie dokumentacje – opisuje ratownik. I przypomina, że w czasie pandemii ilość wyjazdów znacząco wzrosła, a pacjenci z powodu braku miejsc w najbliższym szpitalu byli kierowani do odległych placówek. - Powodowało to wyłączenie danego zespołu na sługi czas. W efekcie, na terenie Biłgoraja można było liczyć na jeden zespół ratownictwa medycznego – podkreśla nasz rozmówca.

O sprawę zapytaliśmy Piotra Zająca, pełniącego obowiązki dyrektora Samodzielnej Publicznej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Zamościu. Z odpowiedzi jakie przesłał naszej redakcji sekretariat zamojskiego pogotowia wynika, że ustalanie minimalnych, dwuosobowych składów to rozwiązanie „praktykowane w zdecydowanej większości placówek w Polsce, od kilku miesięcy również w Zamościu i jednostkach podległych”. - Zmiana wynikała z konieczności realizacji innych zadań m.in. zabezpieczenia punktów medycznych przy granicy z Ukrainą i wykorzystywaniem zaległych urlopów – czytamy w wyjaśnieniach zamojskiego pogotowia przesłanych do naszej redakcji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ratowników jak na lekarstwo. Czy to odbije się na pacjentach? - Kurier Lubelski

Wróć na krasnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto